Nowy rok i nowy ja. Naszło mnie na to, żeby znów zacząć blogować. Z różnych powodów.
Dla siebie
Ostatnio zdarzało mi się wracać do naprawdę starych artykułów, które tu publikowałem. Pozapominałem szczegóły, musiałem do pewnych rzeczy wrócić, inne postawić na nowo… Dla niektórych znalazłem zupełnie nowe zastosowania…
Niech ten blog będzie dla mnie pewną formą dokumentacji. Jak pokazuje praktyka, dla wielu rzeczy jedyną.
Dla innych
Jak już piszę dla siebie, to może niech inni też skorzystają. Zapewne trafi się ktoś, zmagający z takimi samymi problemami, szukający jakiegoś drobiazgu, który autor uznanego tutorialu w sieci pominął, bo wydawał się oczywisty itp.
Bo chcę na swoim
Patrząc na to co się dzieje z Twitterem, chcę na nowo przejąć kontrolę nad tym, co i gdzie publikuję w internecie. W sieciach społecznościowych jesteśmy towarem, a nie klientem i jak pokazuje praktyka, kaprys lub niefrasobliwość właściciela (tak, wiem, że jestem delikatny) może szybko zniszczyć wiele pracy nad zasięgami i autorytetem.
Wracamy do dzisiejszego tematu
Temat typowo dla kucy domowych, porządki w lokalnej sieci. Główny powód trochę powiązany z „chcę na swoim” – maksymalna rezygnacja z usług chmurowych na rzecz self-hosted. Tu zainspirował mnie bardzo Paweł Orzech z YesWas Podcast.
Ze względu na ubogość oprogramowania, przestał mi wystarczać mój NAS. Ma on trzy duże zalety
- dwa dyski hdd spięte w RAID
- Wbudowany server VPN
- Automatyczny backup zdjęć z telefonu za pomocą aplikacji producenta serwerka.
Boli niestety brak czystego linuxa, w tym nawet prostej możliwości instalacji podstawowych narzędzi jak rsync
. Bebechy też by się przydały mocniejsze. Pierwszą opcją jaką rozważałem była zamiana na nowszy model. Samo spojrzenie na ceny wystarczyło do zaprzestania rozważań.
Zrobiłem second best thing (moim, skromnym zdaniem, ale jako że już zrobiłem, to na krytykę w sumie za późno, więc sobie darujcie) i kupiłem minipc który ma stanąć obok w roli serwera pomocniczego. Stanie na nim zwykły linux, jako przestrzeń do zewnętrznych danych skorzysta po sieci z przestrzeni dyskowej udostępnionej z NASa. Planuję postawić na nim:
- Automatyczne backupy przynajmniej części stron internetowych – po pierwsze, nie można polegać tylko na backupach hostingu, po drugie, z takiego backupu łatwo przygotuję serwer deweloperski lub stagingowy
- PiHole – lokalny serwer DNS blokujący złośliwe skrypty i/lub reklamy – aktualnie u mnie chodzący na Raspberry Pi Zero W – to będzie temat kolejnego wpisu, wszystko już prawie domknięte i wiem, że będzie o czym pisać.
- OctoPrint – drukarka 3d stoi na półce nad serwerem i „zużywa” Raspberry Pi 4 – aż się prosi o odciążenie
- Home Assistant – temat rzeka z tym co można na tym zrobić, i kolejne RPi 4 do odciążenia
- Reverse proxy – pozwoli łatwo dostać się do usług chodzących na serwerze, poza tym motywacja „bo mogę” jest wystarczająca 🙂
A później może i coś jeszcze, jak wpadnę na pomysł jakiegoś „przydasia”. Tymczasem, do przeczytania niebawem.
Leave a Reply