Z zasady jestem człowiekiem spokojnym i cierpliwym. Do czasu… I czuję, że ten czas nadszedł
Laptopa kupiłem w listopadzie ubiegłego roku. Decyzja była podejmowana szybko – poprzedni się popsuł, a pracować trzeba. Stąd research ograniczył się tylko do parametrów sprzętu – mój błąd. Wybrałem Lenovo Z710 – cena ok. 2 500 zł, procesor i3 i dysk SSHD wydawały się być sprzętem, który spełni moje wymagania.
Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem po zakupie było postawienie dual-boota (win8.1 + ubuntu). Niestety, ten drugi system lubił się czasami zawiesić, dwa razy takie zawiechy doprowadziły do uszkodzenia partycji startowej i konieczności reinstalacji systemów.
W marcu zauważyłem w konsoli, krótko przed zawiechą wysyp błędów zapisu na dysku. Wykonany później test SMART zwrócił błędy end-to-end.
Tu mała dygresja, dziękuję bardzo firmie Google za troskliwą opiekę nade mną. Okazuje się, że czasami z gromadzonych o mnie wszystkich danych nawet ja mogę skorzystać – dzięki historii wyszukiwania wiem, o jaki błąd chodziło i że działo się to wszystko 26 marca.
W tym momencie wykonałem pierwszy telefon do serwisu. Pan, zapewne w zgodzie z obowiązującymi u nich procedurami, kazał mi się przełączyć do Windowsa i zdalnie włączył… test powierzchni dysku, każąc się skontaktować, jak coś wykryje. Na nic były moje tłumaczenia, że nie w powierzchni leży problem. Z tlącą się gdzieś iskierką nadziei na błąd i interwencję serwisową – zostawiłem komputer na większość dnia roboczego, by ów test wykonał (1TB dysk SSHD trochę tej powierzchni do sprawdzania ma). Gdybym ja naiwny wiedział wtedy, jak serwis Lenovo działa…
Test zakończył się, z mojego punktu widzenia, niepowodzeniem – błędów żadnych nie znaleziono. O dziwo, na jakiś czas, sprawa się uspokoiła.
Jakiś czas trwał do 6 sierpnia – po południu dysk po prostu zdecydował się paść nie dając wcześniej żadnych sygnałów. Było to popołudnie. Zanim przedarłem się przez automat obsługujący serwis, ten zdążył zakończyć już pracę.
Następnego dnia zacząłem walczyć od rana. Telefon do serwisu, zgłoszenie, to poszło w miarę ok. Wspomniałem również panu o czarnej kresce na matrycy – prawdopodobnie robak wlazł. Pan poprosił o dosłanie skanu bądź zdjęcia dowodu zakupu, bo nie ma w systemie gwarancji – ok. Zrobione. Za chwilę e-mailem dostanę list przewozowy – nakleić na paczkę i wysłać Pocztą Polską.
WTF? Czy oni o kurierach nie słyszeli.
Przychodzi list przewozowy. Okazuje się, że serwisu nad Wisłą brak, zajmą się tym Niemcy. Nadal z głęboką wiarą w szybkie załatwienie sprawy pakuję laptopa w oryginalny karton, wyjmuję baterię, dołożony RAM, zostawiam sobie zasilacz (tak w mailu kazali) i zanoszę na pocztę. Przesyłka była za darmo i tyle pozytywnego o rodzimej poczcie mogę powiedzieć. Chyba nie bardzo wiedzieli co z tą paczką zrobić, bo po tygodniu błądzenia po kraju paczka dociera do serwisu Medion – autoryzowanego serwisu Lenovo. Jest piątek, 14 sierpnia.
W poniedziałek, 17 sierpnia, serwis potwierdza odbiór przesyłki przysyłając maila, że
Prosimy pamię tać, że czas realizacji może wynieść maksymalnie 15dni roboczych. Oczy wiście zadbamy o możliwie szybkie wykonanie.
(pisownia oryginalna). Ponadto udostępniają stronę internetową, na której mogę sprawdzić stan zgłoszenia. I tyle od serwisu słyszałem. Strona czasem działa, a czasem nie, zgłoszenie cały czas jest w trakcie realizacji.
Jakiś czas później @bobiko na twitterze wypytywał o @LenovoPolska, więc lojalnie ostrzegłem o moim problemie z serwisem. Dział PR odpowiedział praktycznie natychmiast:
@bobiko @ljasinskipl Najlepsze rozwiązanie to kontakt z nami przez PW i podanie numeru zgłoszenia. Zawsze reagujemy.
— Lenovo Polska (@LenovoPolska) August 31, 2015
Numery zgłoszenia podałem. Jeśli od tego miałem się poczuć lepiej to nie podziałało. A mimo późniejszego monitu, również ze strony @LenovoPolska nastała cisza.
Mija miesiąc. Lenovo ma mnie – swojego klienta głęboko tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Jeszcze głębiej ma mnie nasz kochany rząd, albowiem jako przedsiębiorcy nie przysługują mi uprawnienia konsumenta. A to, że codziennie ponoszę straty pracując na starym, zdecydowanie mniej wydajnym sprzęcie nie ma dla nikogo znaczenia. Ani dla producenta, który przecież na piśmie zagwarantował bezawaryjną pracę swojego sprzętu i zobowiązał się do usuwania ew. usterek, ani dla skarbu państwa, który traci wpływy z moich podatków. Koniec końców lepiej bym na tym wyszedł (również finansowo) gdybym po prostu kupił dysk w sklepie i go sam wymienił.
Na domiar wszystkiego za tydzień wybieram się na WordCamp mając do dyspozycji tylko laptopa, który na baterii działa w porywach kwadrans, a wifi wymaga trzech rebootów do załapania połączenia.
W międzyczasie poczytałem w internecie opinie o serwisie Lenovo i okazało się, że nie jestem sam. Opinii o przeciągających się naprawach, a nawet zwrocie uszkodzonego sprzętu naprawdę w internecie nie brakuje. Wstawiam więc i tę, może ktoś trafi i przeczyta, najlepiej przed zakupem. Bo te parę zaoszczędzonych złotówek nie jest warte nerwów.
Aktualizacja (5.09.2015 r. )
Wczoraj wieczorem po opublikowaniu tego wpisu zajrzałem na twitterowe konto @LenovoPolska. Tam, jakby nigdy nic, chwalą się informacjami prasowymi z targów. Social Ninje ich mać. Odpisałem więc autorowi informacji, że Lenovo ze względu na słaby serwis jest mało atrakcyjne używając słów „bardzo politycznych”. Powiedziałbym wręcz, że poleciałem klasykiem (aczkolwiek nieco znikształconym ze względu na ograniczenie długości tweeta)
@SpidersWebPL nie warto patrzeć, bo jak coś się popsuje to tylko wyrzucić. http://t.co/C88GblLyoV serwis to ch* d* i kamienie @LenovoPolska
— Łukasz Jasiński (@ljasinskipl) September 4, 2015
I wkrótce (1:30 w nocy) otrzymałem odpowiedź
@ljasinskipl W poniedziałek lub wtorek powinniśmy mieć więcej informacji o statusie zgłoszenia.
— Lenovo Polska (@LenovoPolska) September 4, 2015
Po której nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Jeżeli bowiem oficjalny profil Lenovo, który wcześniej sugerował, że kontakt przez nich jest najszybszym sposobem sprawdzenia stanu zgłoszenia serwisowego potrzebuje na to aż tygodnia, to ja nie chcę wiedzieć, jak działa reszta tej firmy.
W związku ze skandalicznym przebiegiem reklamacji i przekroczeniem terminów, zażądałem (również w oficjalnym mailu do serwisu Lenovo Polska, który pośredniczy w naprawie) nowego sprzętu o niegorszych parametrach.
Aktualizacja (7.09.2015 r. )
Tymczasem na stronie Medion bez zmian
Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie za to odzew na Twitterze. Dziękuję wszystkim za RT, @newwalkowki, za obietnicę zajęcia się sprawą. Wdzięczny też jestem za komentarze i wyrazy poparcie na Twitterze, za wywieranie presji na @LenovoPolska w twittach do nich. To naprawdę bardzo pozytywne uczucie wiedzieć, że nie jest się osamotnionym w sporze z gigantem.
krzysiu napisał
Dzięki za info, wiem już jakiej firmy unikać
michał napisał
widocznie musieli ogarnąć temat, bo jakiś miesiąc temu serwisowałem lapka i wrócił do mnie jak nowy
gonzo napisał
No my w firmie mamy Lenovo i ostatnio przyszło mi się kontaktować z serwisem i po opiniach w necie nie byłem przekonany czy coś pomogą, ale wsyzstko szybko się udało załatwić (typek się zdalnie połączył i w pół godizny było po robocie), więc chyba faktycznie już ogarnęli się z serwisem. Tylko się cieszyć w sumie:)
lucasyas napisał
A może jednak nie:
tak na szybko z niezadowolonych
maciek napisał
ostatnio oddałem lapka do naprawy i oddali mi go prawie jak nowego po niecalych 14 dniach, więc coś musiało się zmienić na lepsze widocznie
alex napisał
w ostatnim czasie dużo się naczytałem odnośnie tego serwisu i faktycznie, jest sporo pozytywnych komentarzy. Może zasłużyli na drugą szansę? 🙂
lucasyas napisał
byłoby fajnie gdyby nie 4 komentarze na ten temat z tego samego IP. Przynajmniej wiemy, że Lenovo w PR inwestuje 🙂