Miałem napisać (i napiszę) o czymś innym. Miał być długi wpis z poradami, oparty na testach, wyjaśniający kilka rzeczy. Jak skończę przygotowania i testy się pojawi. Tymczasem dzisiaj krótki temat, bo mi się podniosło ciśnienie.
Jeśli chcesz uchodzić za profesjonalistę, starasz się o domenę pl o prestiżowej nazwie, albo jeszcze lepiej – dwu-, maksymalnie trzyliterową. Budujesz wytrwale swoją markę fachowymi artykułami, sprzedajesz szkolenia i generalnie uchodzisz za specjalistę. Dajesz też innym możliwość bycia na bieżąco z Tobą. Nie przez RSS, bo te ze względu na chęć stworzenia mediów społecznościowych przez gigantów stały się tematem dla geeków, nie przez rzeczone media społecznościowe, bo te chcą tylko od Ciebie wyciągnąć kasę w zamian za zasięg. Zamiast tego używasz najprostszych środków dostępnych za darmo – e-mail.
Wysyła więc sobie taki portal (nazwijmy go roboczo „Firma na czasie”) newslettera, który dotarł i do mnie. Zdziwiłem się, bo przyszedł na prywatny adres e-mail, ale że różne głupoty robiłem na początku działalności, mogłem się tak zapisać. Jako, że nie jest to żaden podejrzany mailing tylko szanująca się firma, klikam w stopce link „rezygnuję” licząc na łatwe i szybkie załatwienie sprawy.
W idealnym świecie ujrzałbym komunikat typu „zostałeś wypisany z bazy” poprzedzony ewentualnie pytaniem „czy na pewno?”. Nie tutaj! Na dzień dobry dostałem pytanie o adres e mail i prośbę o rozwiązanie działania matematycznego.
Tu należy się małe wyjaśnienie, dlaczego coś takiego bardzo mnie irytuje. Link w mailu jest śledzony, przesyłane jest w nim wiele parametrów, w tym adres e-mail (w sposób jawny, bądź za pomocą kodu śledzenia, którego przyporządkowanie zna tylko nadawca). Do zapisywania się na newslettery używam różnych adresów e-mail (aliasów), by w razie czego śledzić pozbyć się takiego, na który trafia tylko spam. Czasami mailingi wysyłane są jednak z ukrytą listą odbiorców, więc muszę mocniej dociekać, na który adres ja to w ogóle dostałem. Tutaj na szczęście adres był w nagłówku, ale sam fakt, że musiałem go przepisać do formularza denerwuje.
Do tego dołożono captchę – wynik dodawania liczb dwucyfrowych. Zastanawia mnie, przed czym to ma zabezpieczać? Przed botem, który wymaże bazę subskrybentów wpisując losowe adresy? Do tego botem tak głupim, ze nie potrafiącym odczytać i wykonać działania zapisanego otwartym tekstem? Ja tego nie kupuję, ale patrząc na niektóre projekty powstające z zamówień publicznych jestem w stanie uwierzyć, że są osoby które takiego bota by zamówiły i wykonały.
Wypełniłem więc rzeczony formularz i wysłałem. Otrzymałem informację, żebym… sprawdził pocztę, bo tam został wysłany e-mail z prośbą o potwierdzenie. Widocznie system zapomniał, że aby wypełnić formularz, kliknąłem w link z maila. Mail przyszedł, kliknąłem odnośnik i… nic. Ani dziękujemy, przepraszamy, pocałuj mnie w *, po prostu nic. Pusta strona. Rozumiem, ze to alegoria przedstawiająca, jak od teraz będzie wyglądała nasza komunikacja, bo z firmą, która z takim profesjonalizmem podchodzi do obsługi potencjalnego klienta nie chcę mieć nic wspólnego.
Choć potwierdzenia nie dostałem, zakładam że sprawa jest rozwiązana. Chciało mi się przez całą procedurę przechodzić, bo dzięki temu będę miał łatwiej na przyszłość. Ze względu na to, że maila wykorzystuję do pracy, muszę również sprawdzać pocztę która trafia do spamu. Ilu jest jednak ludzi, którzy nie muszą? Którzy po prostu widząc taką procedurę klikną w kliencie poczty „SPAM” i zapomną, że taka przesyłka w ogóle była. Gdy takich kliknięć będzie więcej, newsletter będzie trafiał do spamu także u innych odbiorców. Droga „Firmo na czasie”, weź to pod rozwagę.
Leave a Reply